strona główna
recenzje
wywiady
z wysokiej półki
rozmaitości
galerie „przeciągu”
archiwum
archiwum aktualności
wyślij do redakcji
zespół redakcyjny
wydawca
interesujące odnośniki
wejdź na F O R U M
Zmień skórkę:
|
|
z wysokiej półki
Czarnobyl – zemsta bogów
29.08.2005 Dominik Leon Bieczyński
Niektórzy dopatrują się tragedii czarnobylskiej w Apokalipsie. „Spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia, a spadła na trzecią część rzek i źródła wód. A gwiazda nazywa się Piołun. I trzecia część wód zmieniła się w piołun, i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie”. W języku ukraińskim „piołun” to „byl'ia”. „Czarnobyl” to „czarny piołun”.
Czarnobyl – zemsta bogów
Katastrofa
Była wtedy spokojna noc z 25 na 26 kwietnia 1986. W czwartym reaktorze testowano, jak długo turbiny będą pracować po odcięciu dopływu pary. Planowano obniżyć moc reaktora z 3200 do 700 megawatów, ale w wyniku błędu moc spadła do zaledwie 30. Wszystkie cztery czarnobylskie reaktory są typu RBMK-1000, niestabilne przy małych mocach. Zbyt gwałtowny spadek powoduje gwałtowny wzrost mocy.
Zatrzymano dopływ wody do turbin i o godzinie 1:23:04 włączono stoper. Turbina pracowała dalej, a reaktor zaczął wspomniany efekt jojo. Moc rosła szybciej niż przewidywano i kilkanaście sekund później zawyła syrena alarmowa.
Prowadnice grafitowych prętów wygięły się od ciepła, przez co zatrzymanie reaktora stało się niemożliwe. Jego moc już dawno przekroczyła dopuszczalną barierę, a na moment przed eksplozją wynosiła 30000 megawatów. Reaktor grzał się dalej, a temperatura (i zarazem objętość) ciężkiej wody wzrosła do takiego poziomu, że o 1:23:47 rozerwała ważącą 2000 ton pokrywę przeciwradiacyjną, która siłą rozpędu zburzyła znaczną część budynku elektrowni.
Gdyby na tym się skończyło, skażeniu uległby obszar bezpośrednio sąsiadujący z elektrownią. Jednak z nieznanych przyczyn nastąpiła druga eksplozja, wyrzucając na świeże powietrze szczątki gorących grafitowych prętów. Zapaliły się i dymiły radioaktywnymi chmurami, rozwiewanymi przez wiatr na wszystkie strony.
Strażacy dotarli na miejsce dopiero po kilku godzinach. Oczywiście nikt im nie powiedział, z czym będą walczyć. Pożar ugaszono po dziewięciu dniach. Na gruzach elektrowni wybudowano monumentalny Sarkofag. Radioaktywny potwór wciąż tam czyha…
Aleksander Juwczenko – inżynier, który przeżył
Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem nie była eksplozja tylko głuchy łomot. Dwie lub trzy sekundy później nastąpił wybuch. Wszystko się trzęsło, zgasły światła. Pierwsze o czym pomyślałem, to znaleźć kryjówkę. Przebiegłem przez korytarz transportowy i schowałem się w małym pomieszczeniu z niskim sufitem. Wszystkie rzeczy dookoła mnie latały.
Wróciłem do mojego gabinetu i próbowałem dodzwonić się do kontroli czwartego reaktora, ale nikt nie odpowiadał. Niespodziewanie zadzwonili z trzeciego i kazali przynieść nosze. Wziąłem je i wybiegłem. Potem dostałem latarkę i poszedłem poszukać jakiegoś operatora w pobliżu ogromnych zbiorników chłodniczych.
By mieć lepszy obraz tego, co tu się stało, wyszliśmy na zewnątrz, ale widok był przerażający. Wszystko co mogło być zniszczone, było zniszczone. Cały system chłodniczy zniknął z powierzchni ziemi. Prawa strona budynku reaktora była kompletnie zruinowana.
Operatora znalazłem trochę dalej. Próbował uciec czołgając się. Był bardzo brudny, mokry i mocno poparzony, wciąż w stanie szoku i cały się trząsł. Powiedział, żebym się dostał tam, gdzie to coś wybuchło, gdzie pracował mój przyjaciel, Valera Khodemczuk. Ten człowiek stracił wzrok. Miejsce, o którym mówił, już nie istniało.
Widać było wielki strumień światła, wychodzący z resztek reaktora. Przypominał laser. Pewnie powstał na skutek jonizacji powietrza. Światło miało kolor jasno niebieskawy i było bardzo piękne.
Wiedziałem, że pierwszymi symptomami choroby popromiennej są wymioty, ale myślałem, że zjadłem coś nieświeżego. Spotkałem człowieka w kombinezonie przeciwradiacyjnym z dozymetrem. Zapytałem, jaki jest odczyt z licznika, ale gdy pokazał mi wskazówkę, wychodzącą poza skalę, dopiero wtedy zrozumiałem, co tu się naprawdę wydarzyło. To był najbardziej przerażający moment. Czułem się słabo. Okropnie było tam leżeć i słuchać, jak inni się męczyli i umierali. Zastanawiałem się, kiedy będzie moja kolej. Nie jestem religijny i nie znam żadnych modlitw, ale prosiłem Boga, żebym obudził się następnego dnia…
Prypeć – Miasto Duchów
Na pierwszy rzut oka wcale nie różni się od innych miast. Wygląda jak typowe, socjalistyczne blokowisko, nieremontowane od lat. Wyobraź sobie, że widzisz tysiące otwartych okien, ale słyszysz tylko wiatr. Nie ma tu ludzi, nie ma samochodów ani tramwajów. Jest cisza, cisza i tylko cisza między zapomnianymi domami. A w tej ciszy słychać krzyk pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców, wywiezionych tamtego dnia w nieznane.
Żywy Lenin w martwym mieście. W Prypeci czas się zatrzymał 26 kwietnia. Bez trudu można tu znaleźć statuetki wodza, komunistyczne slogany i plakaty przygotowane na Święto Pracy. Gdy tutaj strażacy w pocie czoła walczyli z promieniotwórczym potworem, we wszystkich innych miastach władze goniły ludzi na idiotyczne parady. Tutaj pierwszy maja nigdy nie nastał. W magazynach wciąż są sterty obrazów z tamtej epoki. Przodownicy pracy, politycy i inni komuniści... Prypeć zasługuje na miano Drugiego Mauzoleum Lenina i Pompejów XX wieku. Jego era została tu zasypana radioaktywnym pyłem.
Stoisz sam w centrum martwego miasta. A może by tak wejść do jakiegoś domu? Ciekawe, co się kryje w tamtym bloku... Ludzie wyjeżdżając stąd zostawili wszystko, co mieli. Może za ścianą jest telewizor, może lodówka, a może zdjęcie ślubne? Zostawili tu swoje pamiątki i wspomnienia z szesnastu lat życia w Prypeci. Już nigdy tu nie wrócą.
Spróbuj sobie wyobrazić. Mieszkasz w swoim mieście od lat. Masz tu rodzinę, znajomych, pracę, ulubione miejsca. Pewnego dnia budzi Cię warkot ciężarówek i autobusów. Ktoś dzwoni do Twojego domu. Otwierasz drzwi, a tam kilku ludzi w maskach gazowych wyprowadza sąsiadów z domu. Za chwilę Twoja kolej. Podczas ewakuacji liczyła się każda sekunda. Nie było czasu na wyjaśnienia.
Stojąc na najwyższym budynku w mieście, ogarnia Cię żałość, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałeś. Ilu tu mieszkało ludzi? Gdzie ich wywieźli? Ilu przeżyło? Najbardziej wstrząsająca jest wizyta w przedszkolu. Promieniowanie nie oszczędzi nawet najmłodszych. Na podłodze, obok zabawek leżą dziecięce maski przeciwgazowe. Co czuło dziecko z lalką w ręce i maską gazową na twarzy?
Dar Prometeusza
Prometeusz ofiarował ludziom ogień – symbol siły, na który wówczas bogowie mieli monopol. Odtąd stosunki między bogami a Prometeuszem uległy zaostrzeniu. Obie strony okrutnie mściły się na sobie. Raz bogowie, raz Prometeusz. Tym razem bogowie zemścili się na ludziach…
Dominik Leon Bieczyński
narrator.up.pl – pełny tekst felietonu
www.opuszczone.com – zdjęcia z wycieczki po martwej strefie
|
|
Nasi dobroczyńcy:
Wydawnictwo Naukowe PWN SA
Wyższa Szkoła Bankowa w Poznaniu
Platforma Medialna PMedia.pl
Akademia Nauki
PASO
Profi-Lingua
Paweł Kaczmarek
Drukarnia "AMK"
62-025 Kostrzyn Wlkp.
ul. Sienkiewicza 5
SUFLER 2006
|